dwieście trzydzieści ośm zawiadomień o śmierci. Na Warszawę ja sam pisałem adresy. Ale jak przyszło do eksporty, za karawanem poszedł tylko pan Marki, ja i jeszcze sześć osób. Aż przykro było patrzeć, że za takim panem idzie tylko sześć osób.
Kiedy znów przyszło do rozpieczętowania, dobrali się do wielkiej szafy żelaznej, a tu nikt nie umie otworzyć, bo i ja nie wiedzałem. I nawet jeden z policji, co to są ze złodziejów, nie mógł otworzyć. Dopiero posłali do fabryki, skąd ta szafa jest, i otworzyli. Jak otworzyli, mało tam było pieniędzy, tylko testament i paczka papierów. Zaczęli rozwijać, czytać. A pan Marki wziął tę małą paczkę do ręki, poważył i powiedział:
— Il y a des millions là-dedans.
Niby, że to miljony nielada.
Potem zaczęli ciskać tę paczkę jeden do drugiego, jakby to było siano, bo nikt nie chciał wziąć. Nareszcie wziął notaire. Kiedy doczytali do końca, pan Marki był nerveux, trzasnął mnie po ramieniu, aż mi siniaka nabił i powiedział:
— Veinard-va!
To wedle tego zapisu, bo mi nieboszczyk zostawił dziesięć tysięcy franków, świeć Panie nad jego duszą! Chociaż wolałbym, żeby w rublach, bo franki teraz źle stoją.
Tu Hans rozrzewnił się po raz trzeci:
— Niema już mojego pana i takich panów jest mało. Ja nie wiem, co ze sobą począć od żalu i niepewności swojego losu... Życie moje jest złamane!
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/322
Ta strona została przepisana.
308JÓZEF WEYSSENHOFF