nie sił, ścierających się. Tam gazeta potrzebna mi jest, bo żyję razem z życiem i ze mną samym; przyjemna, bo czuję w niej rozumną siłę, rzeczywisty motor społeczny.
Szlachcic, zwolennik naszych gazet, coraz trudniej dawał sobie radę z argumentami pana Zygmunta. Drugi, pan Apolinary, słuchał z nabożeństwem, połykając duże kąski mięsa i ciągnąc ze smakiem krajowe mętne piwo. Pan Jan próbował spierać się dalej:
— U nas trudno, szanowny panie, powiedzieć coś dobrze i śmiało. Ale zawsze, co się napisze, to nasze. A nie czytając gazet na prowincji, zapomnisz czasem, że żyjesz i gdzie żyjesz. Ja tam mało znam francuskie gazety. Czasem zobaczę w mieście „Figaro“ (akcentował pierwszą sylabę; pan Zygmunt mrugnął ku mnie), ale w niem to też, jak mówi pan Apolinary, same dalsze ciągi. Kiedy kto mieszka we Francji, to je tam rozumie. Każdy kraj ma swoje sprawy. A we Francji zrozumiałby kto naszą gazetę, żeby i mówił po polsku?
— Nie zrozumiałby z pewnością — odrzekł Podfilipski. — Właśnie w tem jest rzecz. Z naszych gazet można zaczerpnąć trochę pierwotnych wiadomości miejscowych, ale znaleźć w nich objaśnienie i dalszy ciąg życia — niepodobna. To są gazety w znaczeniu przedpotopowem: otrąbianie na rynku o zgubionych przedmiotach, o postanowieniach policji z dodatkiem mnóstwa omawiań pseudo-literackich i pseudo-politycznych dla zapełnienia szpalt.
— Bo to trzeba umieć czytać nasze gazety — odparł Pan Jan. — Czasem czytasz, panie, wiadomości bieżące,
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/33
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO19