Chcę sprowadzić takiego pana, który mieszka aż w okolicach pól Elizejskich. Piszę mu depeszę miejską, un petit bleu. Biuro obok.
Chciałbym coś wiedzieć o nowym wynalazku Edisona, bo ciągle o nim mówią. Mam o nim wykład popularny, z doświadczeniami, przy restauracji „Café Riche“ — kilka domów stąd.
Jeszcze potrzebna mi jakaś informacja. Pójdę do byle jakiego „salonu redakcji“, otwartego na ulicę, gdzie albo przeczytam, albo ustnie się dowiem. Jest ich dosyć na prawo i lewo.
Kupić mam to, to i to. W promieniu pół kilometra jest do kupienia wszystko, o czem kiedykolwiek pomyślałem, i wiele rzeczy, których jeszcze nie znam.
Pójdę potem na obiad: o kilka kroków jest Paillard, najlepsza restauracja świata, albo „Café Anglais“, albo „Joseph“ — równie dobre.
I wreszcie pójdę sobie na operę, pod której gmachem stoję. Śpiewają Reszkowie.
— Tak, panie — ciągnął dalej Podfilipski przyciszonym głosem, bo zauważył, że mu się przysłuchują od sąsiednich stołów — tam, albo w Londynie, nawet czasem w Berlinie, człowiek czuje się zupełniejszym, bogatszym, wyższym. We wszystkich głównych zdobyczach wieków mam swój udział, za średnie pieniądze dostępne mi jest wszystko od bułki aż do cnoty i sławy. Naprawdę żyję i wiem, że, kiedy umrę, tom się spalił albo złamał, a nie zgnił z braku ruchu i od zamoknięcia. Naturalnie, wszyscy nie mogą mieszkać w Paryżu,
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/37
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO23