dodawało blasku jej bladej twarzy i jasnym włosom, uwydatniało też piękne linje wyniosłej postaci. Oczy, zwykle niebieskie, świeciły tym razem ciemniej, jakby z nich myśl jakaś czarna nie chciała ustąpić.
Przyjęła nas bez zapału, jednak ze zwykłym swym uśmiechem, nie pozbawionym zalotności.
— Co panią sprowadza do Lublina, do tej stolicy ekonomów? — zaczął Podfilipski.
— Zatrzymałam się tu dla interesów, jadę do Karlsbadu, jestem zupełnie chora.
— Nie wygląda pani na chorą. Ale poco do Karlsbadu? Tam śmiertelne nudy. Lepiej do Ostendy, albo do Trouville. Pani zapewne potrzebuje głównie zmiany klimatu...
— Nie, naprawdę potrzebuję kuracji — odpowiedziała pani Eliza z roztargnieniem.
— Czy pani długo tu zabawi?
— To zależeć będzie... od różnych rzeczy.
— Rozumiem, że pani zostanie tylko dla interesów, bo rozkosze tego miasta są wątpliwe. Chociaż Lublin jest dzisiaj pełen niespodzianek, jakiś ciąg europejski przepływa tędy: oprócz pani, spotkałem jeszcze hrabiego Sierpskiego z żoną i księcia Stefana i Henryka Kostkę...
Pani Eliza zarumieniła się, ale spojrzała prosto w oczy Podfilipskiego. On udał, że nic nie zauważył, i mówił dalej:
— Możebyśmy te wszystkie przelotne ptaki zwabili w jedno stadko i urządzili jaką niedorzeczność? Jest tu
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/41
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO27