Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/42

Ta strona została przepisana.
28JÓZEF WEYSSENHOFF

niezła kapela, weźmiemy ją na wyprawę gdziekolwiek w okolice miasta, na wiejski podwieczorek... Pozwoli pani, to się tem zajmę.
— Nie, ja nie mogę; jestem tu sama; jutro zapewne wyjadę.
— To jutro swoją drogą, ale dzisiaj cóż pani będzie robiła w hotelu? Pogoda jest piękna, wynajdziemy un porte-respect, naprzykład panią Sierpską, wracać będziemy przy księżycu; ten poeta przygrywać nam będzie na fujarce pastuszej...
— Nie, panie. Dziękuję za uprzejmość, ale doprawdy nie mogę — rzekła z uśmiechem tak błagalnym, że aż zadziwiła mnie tem wypraszaniem się. Widywałem ją dawniej wesołą i skorą do towarzystwa. Zwróciła się do mnie:
— A pan jedzie z Warszawy?
— Tak, pani.
— A kiedy pan tam powróci?
— Za kilka dni.
— To dobrze. Chciałabym pana prosić o przewiezienie mi jednej paczki, bo nie wiem, czy przez Warszawę pojadę.
— Przecie pani wybiera się do Karlsbadu? — wtrącił Podfilipski.
— Tak, ale może nie zaraz i może pojadę na Lwów, gdzie mam także interes — odrzekła pani Eliza z odcieniem niecierpliwości.
Pan Zygmunt widząc, że nie udają się ani indagacje, ani propozycje, wstał, aby się pożegnać. Wyszliśmy