z pokoju, ale pani Eliza zawołała mnie, gdyśmy już byli na korytarzu:
— Może pan jeszcze do mnie wstąpi i weźmie tę paczkę?
Pan Zygmunt widząc, że pani Eliza zwraca się do mnie, jak do lepiej znajomego, skłonił się dość sucho i odszedł.
Pozostaliśmy we dwoje. Ożywiła się zaraz, a nawet poczęła mówić nieco gorączkowo:
— Nie mam żadnej paczki. Bałam się tylko pańskiego przyjaciela. To podobno bardzo rozumny człowiek, ale go mało znam. Wszystko jedno. Co o mnie mówią w Warszawie?
— Czy mam być zupełnie szczery?
— Proszę, koniecznie proszę, nawet każę, jeżeli to dla pana co znaczy.
— A więc... mówią, że spotykają panią często... z Henrykiem.
— Czy nic więcej?
— Zna kochana pani ludzi! Pokazywać się z człowiekiem tak uprzywilejowanym od losu, jak Henryk, to daje powód do różnych konjunktur, do obmowy... Czy go pani często widuje? Czy prawda, że podróżowała pani tej wiosny po Włoszech?
— Pierwszy raz go dzisiaj spotykam od pół roku i nigdy we Włoszech nie byłam.
— Aa!
— Zgaduję, że wzięto nas na języki, ale to się skończy.
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/43
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO29