Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/44

Ta strona została przepisana.
30JÓZEF WEYSSENHOFF

— Jeżeli mi wolno wyrazić zdanie, bardzo szczere i przyjazne, powinnaby pani unikać spotkań z Henrykiem, choćby takich, jak dzisiejsze. Ludzi w jego rodzaju i w pani rodzaju spostrzegą wszędzie; ręczę, że już w Lublinie wywołaliście państwo sensację, a nawet przyznam się, że mnie samego to spotkanie, mało spodziewane, zadziwiło. Ale mnie to tylko dziwi, innym daje powód do nieprzychylnych objaśnień.
— Nie może pan mnie zrozumieć, bo poprostu pan nie wie; muszę trochę wytłumaczyć. Pan zna mego męża. Przyznaję mu, że jest prawego charakteru, że nikogo nie oszuka, że zdolny do pracy, ale... Panie! ja przecie nie jestem wojownicza? może pan to zaświadczyć — prawda?
I pochyliła się do mnie z serdecznem zaufaniem, biorąc mnie za rękę. Mógłby to kto nazwać kokieterją; jest bardzo ładna, więc sympatja jej pochlebia każdemu mężczyźnie. Mówiła zatem:
— Nie jestem wojownicza, a jednak w ostatnich czasach były między nami takie sceny, takie okropne sceny...
— Takie sceny zazdrości? — pytałem.
— Nawet nie to, ale gnębienie takie, naginanie do swoich wyobrażeń: „Nie pomagasz mi w niczem, nie utrzymujesz moich rodzinnych tradycyj (to dlatego, żem przestała prosić co niedziela na obiad najnudniejszego z ludzi, ale sąsiada i przyjaciela domu), po całych dniach czytujesz, nigdy nie jesteś zadowolona... pocoś za mnie wyszła?“ Ach, ta codzienna, cogodzinna wymówka!