Z Lublina wyjechaliśmy razem do Cisowa, do państwa Tomaszów Podfilipskich. Zanim jednak opowiem tę wizytę, muszę czytelnika zaznajomić z przyjacielem moim, Tomaszem.
Cała jego postać moralna, jego poglądy na świat, na społeczeństwo i na kobiety są niby odpowiedzią na wyżej przytoczone rozmowy moje z Zygmuntem, odpowiedzią gorącą, przeciwną i słabą. Tomasz bał się starszego brata, nie mógł wytrzymać porównania z nim, ani dyskusji; nie zbudowany, ani uzbrojony do walki tak potężnie, jak Zygmunt, marzyciel ten szukał w życiu urzeczywistnienia różnych mrzonek i naturalnie rzadko je znajdywał. Gnębiło to jego wrażliwą duszę.
Kiedym wstępował do uniwersytetu w Doparcie, Tomasz był tam „omszałą głową“, czyli studentem od lat wielu. Zaczął studja historyczno-filologiczne w Dorpacie, pojechał na dalsze do Lipska i powrócił, aby się magistrować. Poznałem go wtedy, i zawiązała się nasza przyjaźń.
Trudno było nie lubić tego człowieka, stworzonego na przyjaciela młodzieży i kobiet. Umiał bawić się