od siebie i, gdy kontrakt został zawarty, sumę tę wypłacił. Ponieważ zawsze był biedny, ten wydatek był wielką, nieopłaconą ofiarą.
Kiedyś, znacznie później, posądzenie moje wypowiedziałem panu Zygmuntowi, który mi odrzekł na to:
— Cały Tomasz jest w tym postępku. Zamiast starać się zbogacić i przez to samo stać się potrzebnym, pożądanym tej kobiecie, której pragnął, on swoje mizerne grosze wkłada potajemnie do jej kasy. To niby rozrzewniające, ale gdzież logika? Starasz się o kobietę, używaj środków do jej otrzymania, a nie działaj wręcz przeciw sobie samemu.
Pan Zygmunt miał słuszność: Tomasz nie był praktyczny, nie umiał się też nigdy ani zbogacić, ani osiągnąć stanowiska w świecie. Przypominam bowiem inne fakty podobne.
Raz pan Zygmunt wszedł do mnie po przyjeździe z Berlina, gdzie znajdował się z Tomaszem, wałęsającym się wówczas po świecie burszowskim i naukowym, pijącym nawet z rozpaczy, bo sprawa jego starań o rękę panny Aliny nie postąpiła ani na krok. Pani Wyżewska rządziła dalej w Cisowie, interesy polepszyły się znacznie, procenty od długów płacono regularnie. Tomasz, przyjmowany chłodno przez matkę, a nieśmiało przez Alinę, uciekł i żył trochę na łasce brata, który był zawsze dla niego dobry, jak to później jeszcze będę miał sposobność pokazać.
Tego dnia pan Zygmunt wszedł do mnie wzburzony i, po kilku słowach powitania, rzekł mi:
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/58
Ta strona została przepisana.
44JÓZEF WEYSSENHOFF