kurtażem nie trudnił i trudnić nie będzie. I wie pan? interes przepadł: użyto kogo innego. Gdym zobaczył tego dnia wieczorem Tomasza, wpadłem na niego: nie, to już zanadto dziecinne, poprostu głupie! Zaczął mi coś przebąkiwać o swoim wstręcie do prędkich zysków, nie opartych na pracy osobistej. Napróżno tłumaczyłem mu, że im kto rozumniejszy, tem prędzej zyskuje, że te pieniądze, które on (za mnie!) odmówił, weźmie dzisiaj (może już wziął?) książę taki to, lub najczcigodniejsza matrona, że interes jest najuczciwszy i zasługujący na poparcie, że wreszcie każdy procent od kapitału, każde wzięcie spadku albo posagu nie jest niczem innem, jak zabraniem na swoją korzyść pieniędzy, nie zarobionych przecie pracą rąk własnych, a zatem nie różni się i od kurtażu. Co mu tam gadać! Zwiesił uszy i słuchał.
Taki już był Tomasz: pod wielu względami pozostał dzieckiem.
Historja jego miłości trwała przez wiele lat. Już i panna Alina przeszła pierwszą młodość, a matka jej odbudowywała ciągle ze szczątków i ciężką pracą rodzinny majątek, pragnąc oddać córkę w ręce jakiegoś wymarzonego zięcia, a w ręce ich obojga stary Cisów w dawnej jego świetności.
Nie przypatrywałem się stosunkom matki z córką, sądzę jednak, że były dobre. Alina, jak wszyscy, bała się zapewne matki, ale czciła ją i kochała. Może nie rozumiały się zupełnie, bo dzisiejsza pani Alina innej jest natury, łagodniejszej; może też Alina przenosiła
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/60
Ta strona została przepisana.
46JÓZEF WEYSSENHOFF