Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/71

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO57

Wzajemne o sobie zdania tych państwa przytaczam tylko, aby uwydatnić, jak natury bogate i wybitne indywidua odpychają się często od siebie, dla braku pospolitego łącznika jakiegoś fizycznego pokrewieństwa.
Pojechaliśmy tedy do lasu bez pana Zygmunta i choć rydzów znaleziono tylko dwa, rozłożyliśmy ogromny ogień, aby te rydze upiec. Tomasz rozweselił się, zaczął improwizować zabawne wiersze. Skakaliśmy potem przez ogień, pani Alina także i nie gorzej od nas. Pierwszy raz widziałem ją tak rozbawioną: była ładniejsza jeszcze, niż zwykle, zupełnie ponętna. Pocałowała przy mnie Tomasza w same usta, mnie uderzyła silnie po ramieniu. Nie spodziewając się po niej takiej „gaminerji“, wspomniałem teorje pana Zygmunta o zalotności kobiet. Pomyślawszy jednak chwilę, nie znalazłem zastosowania tych teoryj do pani Aliny. Jej wesoła zalotność jest poprostu wdziękiem, i pewny jestem, że w nieobecności męża nie pozwoliłaby sobie nawet na tak niewinną kokieterję.
Znów po obiedzie, wieczorem, wystąpiła sprawa opóźnionego telegramu. Widocznie sprawa była ważna, skoro nią pan Zygmunt tak długo nas zajmował.
Tomasz milczał, ale pani słuchała coraz mniej cierpliwie.
— Już to przyznać trzeba — mówił poszkodowany — że to wasze wiejskie ustronie bardziej nadaje się do sielanki, niż do interesów.
— Musiał o tem Zygmunt wiedzieć — odcięła się pani Alina — przecież nie pierwszy raz tu przyjeżdża.