wodu. Gdyby kto wszedł do pana i, stanąwszy we drzwiach, bez przywitania, palnął jaki moralny aforyzm, wziąłby go pan za warjata. Ale przy sposobności zwracać uwagę otaczających na niektóre rzeczy, mówić prawdę, moralizować, apostołować — powinno być zadaniem ludzi wytrawniejszych. Te słowa wydają się panu zaduże? Użyjmy mniejszych. Ci ludzie powinni poprawiać, gderać. Ile razy mówiliśmy o brakach naszej cywilizacji! Mówi się to — a życie płynie po staremu, ledwo się rusza. Dlatego przy codziennych szczegółach, niemal dotykalnie trzeba wskazywać palcem i nauczać: o tu — mogłeś wygodniej się urządzić, łatwiej skorzystać. Z takich drobiazgów, gdy je kto ma w głowie ujęte w pewien system, składa się umiejętność życia.
Nie trzeba wpadać w pedanterję i nudzić. Jeżeli was dziś znudziłem, to omyłka. Ale rozwinąwszy myśl od pojedynczego zdarzenia do teorji, — systematyczny wpływ na otoczenie, na towarzystwo, na kraj, jest zadaniem, o którem ja często i bardzo mozolnie myślałem.
Tu przerwał i pociągnął wina.
Tomasz połykał kieliszek po kieliszku. Pan Zygmunt rzekł z uśmiechem:
— Nie umiesz pić.
Tomasz bywał przy winie śmielszy nawet z bratem. Odpowiedział wesoło:
— To zależy, czy człowiek stworzony dla wina, czy wino dla człowieka. Ja wolę wino pić, niż je cenić i rozmyślać nad teorją picia.
Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/73
Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO59