Rozmawiając z panem Zygmuntem dużo i o wszystkiem, co się życia tyczy, często zastanawialiśmy się nad kobietą. Pobłażliwy dla kobiet w życiu, Podfilipski nader był surowy dla nich w teorji; lecz, choć nie podzielałem w zupełności tych jego poglądów, widzę teraz ich doniosłość, ich niezbędne miejsce w całokształcie jego filozofji. Im bliżej przyglądam się spiżowej postaci Podfilipskiego, im dokładniej odtwarzam ją z rozpierzchłych wspomnień i rysów, tem bardziej rośnie mi ona w posąg jednolity, pełen harmonji.
Gdyby naprzykład pan Zygmunt cenił te władze, które pospolicie nazywamy sercem, możeby kochał kobietę dla niej samej, dla piękności uczucia, dla wewnętrznej rozkoszy odnalezienia swojego piękna w innej duszy ludzkiej. Ale pan Zygmunt nazywał serce „pierworodnym osłem, którego w sobie nosimy“.
Gdyby zwykłe zasady dobra i obowiązku były jego zasadami, szanowałby niektóre kobiety. Ale on miał własną, indywidualnie wyrobioną moralność.
Gdyby się sam czuł niedoskonałym, przebaczałby może innym błędom. Ale on z pewną słusznością mógł