Strona:PL Józef Weyssenhoff - Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.djvu/83

Ta strona została przepisana.
ŻYWOT I MYŚLI PODFILIPSKIEGO69

w Podfilipskiego nadawało jej pozór kobiety, magnetycznie uśpionej.
Przychodząc tu, nie spodziewałem się kolacji, a trafiłem na lukullusową ucztę. Znać było rękę i smak Podfilipskiego w zastawieniu stołu, w podaniu lekkich i wytwornych potraw, w doborze win.
Byliśmy pogrążeni w milczeniu i w doskonałych tuczonych ostrygach, gdy obudziło nas silne uderzenie w dzwonek. Wszedł służący z oznajmieniem:
— Książę pan przyjechał.
Podfilipski surowo spojrzał na lokaja. Znaczyło to zapewne:
— Nie mówi się: „książę pan przyjechał“, ale trzeba anonsować: „książę Zbarazki“.
Ukazał się zaraz we drzwiach Fred w szarem, podróżnem ubraniu. Wszedł z wybornie udaną nieśmiałością i tłumaczył się:
— Bardzo przepraszam, że przychodzę tak późno. Wracam z polowania: nawet kufry jeszcze nie przyszły. Ale zastałem w domu fioletowy bilecik z zaproszeniem, nie mogłem wytrzymać — przyszedłem tak, jak stoję.
Pocałował panią Annę w dłoń, odwróciwszy jej rękę, zaczął się witać z nami, śmiejąc się przytem tak wesoło, że wszyscy chórem mu odpowiedzieli:
— Ależ siadaj, siadaj, już dobrze, wybaczamy.
— Falbanka mi przebacza?
Pani Anna spojrzała na Podfilipskiego, jakby w jego oczach wyczytać stosowną odpowiedź; poczem uprzejmie skinęła głową księciu Zbarazkiemu.