między nimi, trzymał wokandę, czyli regestr spraw. Jeżeli umiał czytać, sam sobie czytał; jeżeli nie umiał, instygator mu czytał, a on toż samo głosem donośnym oddawał, z przewróceniem słów, nie dobrze usłyszanych, lub nie rozumianych częstokroć, stając się okazyą gwałtownego śmiechu. Tak jednego razu w Lublinie zamiast wpisu przeczytanego sobie od instygatora: Jegomość Pan Kapenhauzen, przeciw Jegomości Panu Rościszewskiemu; woźny wykrzyknął z paszczęki swojéj: Jegomość Pan kiep i błazen, przeciwko Imci Panu Rościszewskiemu. Woźnych innych i tego, który wokandę trzymał, była robota największa na gadających po stronach pod czas sądów wołać niemal bez przestanku: Mości Panowie, uciszcie się! Kiedy znaczny szmer powstał, marszałek wołał na instygatora: panie instygator, niech
Strona:PL Jędrzej Kitowicz - Opis obyczajów i zwyczajów T1.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.