mu nigdy nieobyła się jako się, już wyżéj o tém namieniło. I gdyby im ich oficerowie karbonki nie byli podbierali, mieliby byli się nie źle; ale oficer, który dzielił gemejnów, zawsze najlepiéj pamiętał o sobie, atoli na miejsce tego uszczerbku, pozwalał im żywić się z aresztantów, którym kiedy przyjaciele posyłali jakie posiłki w napoju i jadle, albo sami sobie aresztanci po takowe posiłki posyłali; to ponieważ nie mogło dojść naczéj, tylko przez ręce żołnierskie, zaczym ledwo się im pokosztować dostało trunku, albo potrawy przez gęstą żołnierską rękę, przez którą podawany im był posiłek. Z czem poniekąd na drugą stronę i dobrze było aresztantom, ponieważ niemając obciążonego żołądka, nie mogli exhalacyami i wyrzutami gęstemi kazić zapachu kozy, dymem tytuniu żołnierskiego dosyć smierdzącego.
Strona:PL Jędrzej Kitowicz - Opis obyczajów i zwyczajów T3.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.