u mnie odkupuje Śniehota, byłbym go pociągnął. Czysta, jasna rzecz, jak słońce.
— Jasna, to prawda, — wtrącił Pohoryło — ale żeby — czysta, nie powiem...
— A! tak, ja się mam delikatnością unosić, aby mi żona i dzieci z głodu marły...
Pohoryło się zaczął śmiać, a Piętka nachyliwszy się do ucha Ozorowiczowi, żwawo mu coś szeptał.
Niezmiernie się ożywiła rozmowa, bo Ozorowicz, który od komina do komina nieustannie rzemiennym dyszlem jeździł, nazbierał mnóstwo wiadomości. Powiadano tedy, że bracia już się zadarli, że Jan Andrzejowi bydło zabrał, ludzi pobił, że się odgrażał, że Andrzej do Myzy jeździł pannę Domicellę odmawiać, że gdyby bracia się kiedy spotkali, uchowaj Boże — bodaj w kościele, mogło przyjść do awantury... Zajadłość zwłaszcza Rozwadowskiego pana, miała być niesłychaną...
Po całém sąsiedztwie poszła wieść o przybyłym po latach tylu Śniehocie, piorunem... Towarzyszyło jéj tysiące baśni, dodatków, historya jego przeszłości, proroctwa na przyszłość najosobliwsze. — Niecierpliwiono się tém, że pan Andrzéj siedział zamknięty, nikomu widziéć się nie dając, gdy wszyscy tak go ujrzéć pragnęli... Opowiadano téż cuda o przywiezionych przez niego bogactwach, o kufrach pełnych złota, których dziesięciu ludzi dźwignąć nie mogło, — o i t. p.
Do późnéj nocy u pana Piętki, rozprawiano o tém, a pod wpływem zieleniaku i wódki — gospodarz przyszedł ku północy do mocnego przekonania, iż najświętszym jego jest obowiązkiem, poszukiwać na nabywcy Pobereża, wyrządzonéj jemu i dzieciom krzywdy, przez podstępne nabycie. Ozorowicz ramionami ruszał i śmiał się, jednakże przyjął to — ad referendum... Pohoryło w wyśmienitym humorze, pojechał nocować z nim u Szmula.
Przez całą zimę, rzeczy pozostały niemal niezmienione; pomiędzy braćmi z jednéj strony odgróżki, z drugiéj obojętna cierpliwość — naprężały stosunki. Im z pogardliwszym chłodem obchodził się z nim dziedzic Pobereża, tém Jan stawał się zajadliwszym. Jednakże, po rozważeniu stanu rzeczy, nie miał go o co prawnie zaczepić.
W Pobereżu sposobiło się ku wiośnie przebudowywanie dworu i wielkie jakieś ulepszenia w opuszczoném gospodarstwie. Na żądania Piętki, nowy nabywca odpowiedział datkiem rzuconym mu z łaski, kazawszy tylko sobie zupełne ze wszelkich pretensyi na przyszłość pokwitowanie podpisać. Piętka, za radą adwokata przyjął to, ale stał się najzajadliwszym nieprzyjacielem pana Andrzeja, — nie mogąc go już ssać dłużéj.
Jedynym dotąd skutkiem widocznym wypadku tego było, że panna Domicella, mimo nalegań starego konkurenta, wstrzymała ostateczne słowo. Zdawało się, że pochlebiała sobie, iż wdzięki jéj, na drugim uczynią wrażenie, wolałaby była Pobereże od Rozwadowa, a owe okute skrzynie, o których rozprawiano, może téż się do tego przyczyniały.
Tymczasem pan Andrzej po odwiedzinach pierwszych, choć go przez arędarzy dochodziły wieści, iż tam by go bardzo dobrze widziano, że się go spodziewano, nie pojechał więcéj do Myzy. Pan Jan bywał, nieznośnie się naprzykrzając, po dwa razy w tygodniu. Gdy półtora miesiąca tak upłynęło, pani Zębowska zaczęła na córkę nalegać, narzekać, prosić, przekonywać, dowodzić, że jéj się na wierzbie gruszek zachciało, że i tego straci i tamtego nie zyska i zmusiła niemal pannę Domicellę, że naśmiawszy się, upłakawszy, naostatek pierścionki zamieniła ze starym panem Janem...
Z niezmiernym pośpiechem rozpoczęto zimą przysposobienie dworu do wesela, które się miało odbyć w zapusty. Oczyszczano opuszczone domostwo, zwożono co brakło, chciano, o ile możność dozwalała — wystąpić.
Pan Jan, jakby odmłodniał, krzątał się niezmiernie. W istocie téż miał do czynienia wiele, bo panna Domicella, czując, że czyniła z siebie dla „starego grzyba”, jak mówiła otwarcie, ofiarę, wymagała od niego należącéj jéj kompensaty. Dyktowała jak dom być miał urządzony, co gdzie miéć w nim chciała, a gusta mając książęce i nie rachując się wcale z mężowską fortuną, narzucała mu ciężary ogromne. Syczał pan narzeczony cicho, obiecując sobie opłacić za to późniéj, gdy jéjmość już będzie w domu, ale — milczał i był posłuszny...
Panna Domicella z głową związaną, zła, gniewna, kwaśna, poiła zawczasu przyszłego małżonka octem i żółcią matrymonjalną.
Zbliżało się wesele. Pani Zębowska chciała je mieć huczne i zawiesiste, a nadewszystko ludne. Śniehota tak był zerwał powoli ze wszystkiemi stosunki — iż mu niezmiernie było trudném znaléźć przyjaciół. Krewni pani exkasyerowéj wprawdzie przybyć obiecywali licznie, a było ich dosyć na dworze Sapieżyńskim, których stopni pokrewieństwa i kolligacyi — dojść było trudno — lecz ze strony małżonka, liczba przyjaciół nader ograniczoną się znalazła...