Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No15 page227.jpg

Ta strona została skorygowana.

mieli za nieujeżdżonego, uszy położył i posłuszny rusza, gdzie mu każą. — Milczał Andrzéj, a prawnik, który się dobrał do flaszki i zakąski, coraz bardziéj ożywiając się, mówił.
— Jéjmość podobno nie wié i nie domyśla się stanu majątku, bo groszem szasta... jakby go kopano w Rozwadowie... Ruina za progiem stoi...
Tu objawiła się jaśniéj przyczyna, dla któréj Ozorowicz tak się wyrażał niechętnie o Rozwadowie i gospodarstwie w niém...
— Jedna jeszcze jest rzecz, któréj utaić nie mogę... Domka Zębowska, jeszcze gdy Śniehota projekta nie objawił, miała tam dojeżdżającego do niéj, młodego kauzyperdę... fuszera, mości dobrodzieju — Serebrnickiego... ale to chłopak ładny, rezolutny i, choć w głowie wróble mu się lęgną, koło kobiét chodzić umié... Znali się tedy, aż Zębowska mu dom wypowiedziała... bo się zlękła...
Teraz panie, Serebrnicki wypłynął w Rozwadowie, jako prawny konsyljarz jegomości. Mnie — mnie nie chciano. E! Ozorowicz stary opój, stara kufa... a tymczasem Ozorowicz po pijanu rozumniejszy, niż Serebrnicki, gdy trzeźwy, ale wąsiki ma do góry i oczko mu błyszczy, a usta się śmieją. Śniehota na to ślepy... a kto u niego najczęstszym gościem, najlepszym przyjacielem? — Serebrnicki...
Było napisano w księdze przeznaczeń, że mu ta żonka za tamte dwie zapłaci.
Andrzéj sucho przerwał:
— To są plotki.
— One się z palca nie ssą! — dodał Ozorowicz. Mówię, co słyszę, relata refero, a nie chcesz słuchać — retro, chowam do kieszeni — i — cicho licho...
Rozśmiał się i popił. Zaczęto mówić o czém inném. Jednakże parę razy zagadnął jeszcze o Jana Andrzéj zdaleka, nie dopuszczając tylko, aby sobie prawnik drwić z niego pozwalał.
Z innych téż źródeł potwierdzała się wiadomość o blizkim wyjeździć Jana Śniehoty do Warszawy. Dziwowano się powszechnie temu, że charakter jego tak nagle się zmienił, powtarzając przysłowie — kto się ożeni, ten się odmieni. Śniehota tak przykry w pożyciu dla dwóch żon, które stracił, Domce niedoświadczonéj, młodéj, dawał się prowadzić, jak chciała. — Zabierało się zrazu na graniczne spory i wojnę z bratem, dano jéj pokój, — kilka razy zajęto bydło na wypasach i wydano je sobie wzajemnie. O Andrzeju nigdy ani wspomnienia nie było w Rozwadowie.
W tydzień Aaron doniósł, iż Śniehotowie — wyjechali.
Zębowska została sama na Myzie, lamentując na córkę i zięcia. W Pobereżu tymczasem fabryka około dworu szła niesłychanie szybko i ta pustka, w któréj dusze czyscowe pokutowały pod postaciami łasic, szczurów i nietoperzy — przybierała cale inną postać. Pokoje przystrajano, jakby pan Andrzej assamble i reduty miał w nich dawać. Mówiono w sąsiedztwie, że do sufitu jeden pająk brylantowy sprowadzony z Warszawy, bajeczną summę miał kosztować.
— Ten człowiek ma gdzieś krocie w szkatułce, z któremi nie wié co robić, — mówili sąsiedzi.
Oprócz tego zaraz po ukończeniu i oschnięciu odnowionéj połowy, miano się zabrać do drugiéj, aby ją téż do lepszego przyprowadzić stanu.
Ciekawość coraz więcéj gości nasprowadzała do Pobereża, pojechał i Pohoryło, aby de visu módz o tych rzeczach mówić. Zdumiał się.
— Czy acan dobrodziéj myślisz tu bale wyprawiać? czy chcesz obywatelstwo zgromadzać — boć to bez myśli i celu nie jest? — zapytał.
— Nie mam żadnych projektów, ale chcę komuś dom po sobie porządny i schludny zostawić.
— Przebaczysz mi ciekawość! — dodał Pohoryło — wieśniak jestem; ażeby zostawić komu, trzeba mieć familją. Aby mieć familją, należałoby się ożenić.
Rozśmiał się smutnie Andrzéj.
— Już mi tu Ozorowicz, pięć panien swatał, szanowny sąsiedzie, — rzekł — ale kiedy z młodszego odemnie Jana dworowano, że się późno ożenił, cóżby dopiero było ze mnie?... Prosta rzecz! Jan, mój brat, bo choć nie chce, to mi jest bratem, ma młodą żonę, może mieć potomstwo, gotowi dziedzice.
— Jakto? — podchwycił Pohoryło — waćpan byś im to oddał... im...
— A dlaczegóż nie?
— A toć wrogi!
Andrzej ramionami ruszył pogardliwie.
— Nie mam ich za takich.
— Toś człowiek święty, — dodał stary brzuchacz i skłonił się.
Andrzej się uśmiechnął; — na tém się skończyło. Sąsiedzi dziwili się. Spodziewano się, że po ukończeniu domu, zechce się nim pochwalić i sprosi na inkrotowiny, ale się omylono. Ks. Oderanowski przyjechał domostwo odnowione poświęcić, napił się kawy, a że nie chciał wziąść pary dukatów, dostał furę zboża dla ubogich — i na tém koniec.
Większe jeszcze zdziwienie obudziła wiadomość, że pan Andrzej po odjeździe brata, pojechał odwiedzić Zębowskę. Ona sama uszom