Strona:PL JI Kraszewski Śniehotowie from Romans i Powieść No16 page242.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Wiész pan, co się dzieje?... wiész!
— No, cóż takiego?
— Przyjaciel jéjmości pani Janowéj, a ten... Serebrnicki... ponabywał wszystkie długi na Rozwadowie i majątek traduje.
— Co? jak?
— Tak jest, tak mi Boże dopomóż! Rzeczy widać ukartowane były z jéjmością, czy — już nie wiém, dosyć, że z Rozwadowem panu Janowi przyjdzie się pożegnać...
— Ale to nie może być!...
— Niestety — tak jest! Serebrnicki, korzystając z niebytności pana Jana poczynił kroki, i tradycyą rozciągnięto. Długów więcéj, niż majątku. Weksle wszystkie w ręku Serebrnickiego, a niektóre, rozgłosiwszy insolobilitatem, ponabywał za psie pieniądze.
Andrzej zamyślił się mocno i smutnie.
— Oznajmionoż Janowi o tém?
— Przecie jéjmość w zmowie, na pewno... to się tam nie utai...
Cała ta wiadomość wydawała się panu Andrzejowi jakąś mętną i niepewną... Zamilczał...
Nazajutrz jednak przybył wylękły Aaron z Baby, potwierdzając smutną wieść, że na Rozwadowie rozciągnięto tradycyą, a pan Serebrnicki potajemnie do Warszawy pojechał...


XI.

I żelazo rdza przegryza i na ludzi najtwardszych przychodzi chwila, gdy im energji zabraknie, a siły się wyczerpią. — Tak się stało z panem Śniehotą... Choroba nagła spowodowana wzruszeniem i gniewem, grożąca śmiercią, uczyniła go ostrożnym zrazu, w końcu słabym... Poddał się, aby nie walczyć i żyć. Domka, nad spodziewanie własne, z łatwością go pokonała, i tam, gdzie się spodziewała wojny, znalazła pokorę, obojętność, dokonalną abdykacyą... Śniehota na wszystko się zgadzał, przyjmował, co mu narzucono, jedno tylko go jeszcze poruszało — to wspomnienie brata, którego nienawidził i lękał się...
Uzuchwalona tém powodzeniem młoda kobiéta, wprowadziła naprzód do domu Serebrnickiego, potém zwolna idąc za jego radami... łudzona jakiemiś nadziejami, spiknęła się z nim na męża, którym się brzydziła i od którego pragnęła uwolnić. — Prawnik obiecywał jéj rozwód, panowanie na Rozwadowie, ożenienie i wykwitowanie Śniehoty, na którym wprzód, obyczajem ówczesnym, wymożono zapis dla żony, umiejętnie zredagowany. — Człowiek, którego się dawniéj obawiali wszyscy, był teraz w ręku dwojga ludzi, schwycony, jak w potrzasku... szło tylko o to, jak się go pozbyć... Oczów mu nikt nie śmiał i nie mógł otworzyć — bo nie miał przyjaciół i znękany nie posądzał, nie domyślał się nic, szedł ślepo do zguby...
W Warszawie oddał się cały w ręce doktorów, obiecujących mu powrót do sił i zdrowia. Żona pilnowała ściśle spełnienia ich przepisów, tak że Śniehota więźniem był w domu, a Domka swobodną... Szedł spać, gdy ona wybierała się do przyjaciółek na miasto... siedział w napalonéj izbie obwinięty kołdrami, gdy ona świeżego używała powietrza. Morzono go głodem, zalewano lekarstwami, i trzeba było natury tak silnéj, jak jego, aby te leki straszliwe wytrzymać mogła.
Domka, gdy mowa była o tym mężu, śmiała się i ruszała ramionami, nie nazywając go inaczéj, jak — starym grzybem...
Przyjaciółki jéj godne nie pytały jéj inaczéj o męża, tylko tytułując go, jak ona: — A cóż twój stary grzyb?
Śniehota z rodzajem apatyi nie dowiadywał się nawet, nie myślał o stanie swych interesów...