zytora, gdzie dotąd widziano tylko artystę mało uznanego talentu. Z dzieł Danckerts’a sztychowanemi jedynie były przez J. Falcka, P. de Jodel, J. Meissens’a i W. Hondius’a, portrety, których całkowity zbiór nie dochodzi dwudziestu.
Widoki w mniejszych formatach, jeśli nie przechodzą wdziękiem wykonania wyżéj wzmiankowanych, to im przynajmniéj wcale nie ustępują. Niektóre nawet są w rodzaju swoim arcydziełami. Victor Adam i Bichebois, wybornie potrafili wdzięczną a pańską rezydencję Werek, odtworzyć, i wtajemniczyć nas w zachwycający, a smaku pełen przepych, przypominający najpiękniejsze europejskie pałace wielkich panów.
Mijając inne, cóż to za przepyszna sala jadalna, strojna w zbroje rzadkiéj piękności XX. Radziwiłłów; jaki roskoszny ogród zimowy, jak smakowny wjazd w podwórzec? Ten zrujnowany 'Zakret, ileż to nam przywodzi pamiątek swemi opadłemi murami? jak piękne miejsce, i jak piękny jego rysunek; jak tam dziś cicho, spokojnie i pusto!
Któż z nas, cóśmy w Wilnie mieszkali, z roskoszą także nie spójrzy na inne okolice miasta po raz pierwszy, tak smakownie i artystycznie odjęte z natury! jak to wszystko prawdziwe i jak w miarę wyidealizowane, jak prześliczne drzew massy, jaka nienaśladowana mechaniczna zręczność we władaniu ołówkiem, jaki smak w najdrobniejszém szczególe. Nawet kłoda na pierwszém planie rzucona daje poznać artystę. Widzimy wspaniałe mury Antokolskiego Ś. Piotra, dzieła, na które pobożny Pac tyle wysypał pieniędzy, dla którego tylu sprowadzał artystów, które tak con amore wykonywał do śmierci, przekazując zachowanie po-