śliwiło, ale Strzelecki był w rozpaczy. Już sobie usłał gniazdo wygodne, i był pewien, że żona nie powróci, gdy list raził go ciosem niemal śmiertelnym.
Żona, to była podległość, wymagania pieniężne, podniesienie stopy domu, niewola i ruina znowu.
Kamerdyner radził ignorować zupełnie przybycie i siedziéć na wsi cicho, jak w myszéj dziurze, wszakże na poczcie listy nieraz przepadają. Ale nuż hrabinie miała przyjść fantazya ścigać męża w Strzelczu i, znalazłszy go tak wyśmienicie tu zainstalowanym, pozostać u boku jego?
Strzelecki wolał już jechać na spotkanie i starać się wykłamać.
Większy jeszcze popłoch w kamienicy na Starém Mieście zrodził list hrabiny; chociaż Lutek twardo stał przy tém, że nie uchybi hrabinie, ale matki w niéj uznawać nie chce i nie może.
Pawłowiczowa osłabiona już i tak, nie wstawała z łóżka.
Gdy nadeszła w końcu wiadomość, że hrabina jest w Warszawie, a nazajutrz o południu przybędzie do Pawłowiczowéj, Lutek i doktora i księdza na tę godzinę uprosił, tak się o matkę obawiał.
Hrabina Idalia w istocie przybyła incognito, zakwefiona, w stroju nie zwracającym oczu. Zmieniona bardzo, zestarzała na twarzy, w ruchach tylko i postawie zachowała dawną powagę i wdzięk pewien, ale owa udawana dystynkcya, którą się chlubiła przedtém, znikła gdzieś zupełnie. Przypominała starą komedyantkę.
Na spotkanie wyszedł doktór, prosząc, aby chorą oszczędzała. Lutek ani się nie ruszył od łóżka. Blady, smutny, zasępiony, okazywał twarzą, jak wstrętliwém dla niego było to spotkanie.
Niezmiernie rozczuloną, serdeczną chciała być hrabina, chusteczki nie odejmowała od oczu, głos miała drżący, obwiniała się sama.
Lutek, którego chciała uścisnąć, cofnął się milczący i z daleka ukłonił, spojrzeniem powiadając, że napróżnoby go sobie pozyskać chciała.
Zwróciła się więc cała do Pawłowiczowéj, dziękując jéj, zapewniając, że uznaje jéj prawa a swoją winę. Poczém zażądała rozmowy z Lutkiem na osobności.
Odchodząc, zbliżył się on do choréj, pocałował ją w rękę i w czoło i coś szepnął, spokojnie do drugiego pokoju za hrabiną krocząc.
Co się działo w sercu jéj zepsutem, w rozbiór wchodzić nie możemy; są momenta w życiu i są
Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 64 Ł 2.png
Ta strona została uwierzytelniona.