Strona:PL JI Kraszewski Bajka o gacku dla starych i młodych dzieci Kurjer Codzienny 1887 No 137 part2.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żebyś nam dowiódł, iż darmo chleba nie jadłeś, weźmij skrzypce, a zagraj nam tak, jakoś mi niegdyś grał, gdyś mnie aż do łez pobudził.
Przed tak wielkiem towarzystwem sromał się Gacek, wymawiał, wypraszał, grać na żaden sposób nie chcąc, ale stary rozkazywać miał prawo i rzekł:
— Nie wstydź się, a graj!
Co było począć? Chłopak posłany, już mu też i skrzypce niósł, stanął więc posłuszny Gacek do popisu, choć mu ręce drżały. Izba była oświecona, osób pełno, oczy skierował w kąt — patrzy, matka stoi w bieli, z rękami na piersi założonemi, oczy w niego utopiła i macierzyńskiem wejrzeniem jakby siły mu i odwagi dodawać chciała. Zapomniał tedy o wszystkich i stanął tak, jakby dla jednej matki swej grać miał, na innych już nie zważając.
Kasztelan kazał mu się niedaleko od siebie ustawić, aby słyszał lepiej, tuż nieopodal przy nim siedział mężczyzna średniego wieku, nie młody już, z twarzą poważną, a posępną, bogato ubrany i wyglądający na wielkiego pana. Ten też oczy w Gacka wlepił nadzwyczaj ciekawie, a gdy ten zaczął grać, nie tyle gry jego słuchał, co mu się przypatrywał. Chłopak na palcu u ręki miał ów pierścionek, który matce umarłej zdjęto, a jemu oddano. Nigdy go on nie zrzucał, jako jedynej pamiątki po macierzy. Siedzący obok pan wlepiwszy oczy w ten pierścionek, był jakby przestraszony i widocznie poruszony, a nie swój... Pary razy pochylił się bliżej, jakby mu się chciał lepiej przypatrzeć. Trudno to powiedzieć, jak Gacek grał tego wieczora, bo i Bardysza nauka w tem była i przypomnienie pierwszych nauczycieli, co mu w polu w krzakach śpiewali. Grał od serca do serc, tak jakoś rzewnie, a boleśnie, że się wojewodowie i panowie nad kielichami popłakali. Każdemu z nich ta nigdy nie słyszana muzyka przypominała młodość jego, kościelne pieśni i pastusze, rycerskie śpiewy i domowe, w duszach im się tak robiło, jakby kto stare rozgarnąwszy popioły, niedogasłych dobywał żarów.
A gdy zmęczony Gacek, w końcu zemdlonemi oczyma matki już nie widząc, grać przestał i głowę spuścił, wszyscy jednym głosem zawołali:
— Tylko do kościoła gra się taka godzi... Panu Bogu na chwałę! ależ gra to gra!!
Kasztelan się uśmiechał z radości, w tem ów pan co się na pierścionek oglądał, wstał szybko, Gacka pochwycił i na bok go odwiódł. Wskazał mu na rękę i rzekł głosem drżącym.
— Zkąd ty to masz! — mów! zkąd to masz!
Niezrozumiał z początkn chłopak, ale gdy mu na pierścionek wskazał, począł opowiadać o sobie i o matce... Blady i niemy słuchał go pan ów, aż z palca pierścionek ów zdjął, począł nań patrzeć i płakać. Gacek mu pokazał jeszcze krzyżyk, który matka na szyi jego zawiesiła. Nieznajomy w ręce uderzył i rzucił się ściskać go, a całować.
— Syn mój jesteś! zawołał, któregom opłakał! Ożeniłem się był z ubogą dziewczyną, której rodzice moi dla ubóstwa jej znać nie chcieli. Uciekła ona, aby mnie od prześladowania uwolnić, napróżnom jej szukał. Syn mój jesteś!
I za rękę go pochwyciwszy, przyprowadził do stołu, kędy wszyscy siedzieli.
— Panowie a bracia! zawołał, oto mnie szczęście wielkie spotkało, zatracone dziecię moje znajduję. Grajek ten synem jest moim!!!
Podnieśli się wszyscy i winszując i dziwując i rozpytując, jak to mogło być i poczem go poznał. Począł opowiadać ojciec, potem syn, a kasztelan kielich wielki przynieść kazał, aby zdrowie ich wypić... Co tam było radości, wesela i gwaru i jak do białego rana ucztowano, tego opowiadać nie będziemy.
O los Gacka już się nikt troszczyć nie potrzebował. Zabrał go zaraz ojciec z sobą, a nazajutrz z wielkim pocztem jechali do wioski na mogiłki, ojciec i syn, aby uklęknąć na grobie biednej kobiety, która sama cierpieć chciała, aby drugim da spokój i szczęście. I modlili się długo, a ojciec natychmiast nad mogiłą kaplicę budować kazał piękną i drzewa zasadzić do koła, aby wieczna została pamiątka cichej niewiasty, co dopiero w grobie znalazła spoczynek.
Do kaplicy tej, póki życia swojego chodził raz na rok przynajmniej Gacek, i siadłszy na ławie nad grobem, matce od serca przygrywał...
Po tem ze sobą tam żonę i dziatki prowadził dopóki życia w miłości macierzy dotrwał wierny.