Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

takżeć wioskę swą lubił i urzędów odmawiał i ciszę swą wiejską nad wszystko przenosił, a nikt mu tego za złe nié ma. Ot, piękne imię narodowi naszemu ku sławie zostawił! —
Stanisław westchnął głęboko.
— Pocieszacie mnie WMość, — rzekł, — ale zbyt wysoko wzięty przykład wasz, więcéj straszy, niż otuchy dodaje. Drugiego takiego poety, jak P. Wojski sandomirski poczeka Polska pewnie trzy wieki, i nie wiele to będzie jeszcze! —
Mówiąc to twarz się jego wyjaśniła, rozpromieniła i znać było, że zapomniał swego gospodarskiego frasunku. Kobiéta oparłszy się na łokciu, przypatrywała mu się z ciekawością, chciwie badając w pięknych rysach twarzy jego, uczuć, które po niéj przebiegały, jak obrazki chmur po czystéj powierzchni spokojnego jeziora. A stary mąż namarszczywszy czoła, jak widać zwykł był czynić, choć się wcale nie srożył, dodał.
— I nie żalże wam świata? młodzieży, życia, nadziei wzniesienia się, fortuny, boście to wszystko porzucili na progu waszego damostwa
— Nie powiém wam czego mi żal, i za czém mi tęskno, — rzekł Stanisław — to pewna, że to spokojne życie, którego tak pragnąłem, nie wystarcza mi teraz. Chwytam się na dziwnych myślach i żalach. Ale w waszém życiu W. Miłość, doświadczyć musieliście pewnie to, czegom ja w krótszém daleko doznał. Nié ma stanu zupełnego szczęścia, pożądasz czego najsilniéj, spełni się, a oto cię żal ogarnia, boś się inaczéj i więcéj spodziéwał. Żal więc za żal, wolę taki jaki mam, niż gorszy, którybym sobie mógł kupić.