Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

mu nieco. Czerwone jego mury ukazywały się z daleka po nad okolném opasaniem, najeżoném basztami i rundelami. Z pomiędzy wysokich dachów wyglądał wyższy jeszcze i spiczastszy, ostro zakończony i wycinany frontón Cerkiewki jak wówczas ją zwano: krzyżackiéj struktury. Z niéj to dzwonek Anioł Pański oznajmował razem z kościelnym.
Na Zamek wiodł przez głęboką obmurowaną a gdzie nie gdzie tylko opalisadowaną fossę most zwodzony wprawdzie, ale ciągle leżący, od niepamiętnych już nie podnoszący się czasów, podparty palami z pod spodu, i trzymający się pochyło na rdzą pojedzonych zawiasach. Brama przytykająca do mostu, miała strzelnice, ale próżne i zdawała się być pusta. Wrota jéj okowane stały otworem, żelazném działkiem na ziemię rzuconem z jednéj strony podparte. W okienkach jéj nie pokazywało się światło. Między dwiema basztami rozciągniony był sznur, a na nim schła bielizna pana Wójta czy Podstarościego. Żadnéj straży na moście, w bramie, na dziedzińcu. Z jednego zamkowego budynku po prawéj stronie dziedzińca, błyskało tylko kilka światełek okienek przez drobne ołowiem kute szybki. Ruchu i życia nigdzie, stary dzwonnik podpierając się kijem, szedł od dzwonnicy cerkiewnéj, do blizkiego domowstwa, w którém mieszkał.
I nie dziw, Sapiehowie w tych czasach nigdy nie rezydowali w Kodniu, zastępował ich na Zamku i w zarządzie dóbr Podstarości, a na mieście Wójt z Ławnikami, Burmistrze i Rada, zasiadająca Ratuszu w stojącym w rynku i ozdobionym maleńką wieżyczką, nieprzechodzącą sąsiednych kominów.