do wyjścia — Pan Wojewoda sam posłuszny prawom i Królowi J. M. za złe mnie mieć nie może, jeśli w jednym z jego Zamków szukać zmuszony będę Banity, który mi się wymknąć nie może, bo ludzie miejscy świeżo mi o nim powiedzieli i oto już miesięcy kilka w ślad za nim gonię. Jestem pewny, żem go nadybał, światła! i prowadźcie mnie. —
— Prowadzić was, — zwolna znowu odrzekł Podstarości, — nisi violenter zmuszony do tego nie będę. — Światła chętnie udzielam. Co się tyczy osławienia wartami Zamku, mam za powinność oznajmić W. Miłości, że stu warty nie wystarczyłoby na zamknięcie wszystkich otworów, jakie czas i ręka ludzka porobiły. Że innych nie policzę; tuż zaraz jest fórta na mur, korespondująca z drugą na wał wychodzącą, a przez fossę rzucona kładka, propter commoditatem, praczek et aliorum wiodąca ku rzece Bug, którędy całaby armja, odtąd jak mam szczęście mówić z W. Miłością, evadere mogła.
Ale tego wszystkiego nie słyszał niecierpliwy podróżny, który się już rzucił do sieni, sam ze swymi i ostawiwszy wyjścia, do piérwszych drzwi sąsiednych się dobijał. Tu go dogonił stary Podstarości z pękiem kluczów.
— Wasza Miłość możecie potrzebować kluczów, oto są wszystkie, prócz fórtowych i od wielkich wrot, bo te się nie zamykają, a oto przewodnik. —
I wskazał na barczystego zarosłego czarno na głowie, a ryżo na brodzie chłopa, mizernie przyodzianego, który stał tuż i drapał się w głowę, w jednéj ręce trzymając latarnię.
— Otwieraj!
Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/30
Ta strona została skorygowana.