Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

— On tu był! — zawołał — był, ale uciekł, dziś, tylko co! Jego tu nie ma: gonić, gonić!
I szybko wychylił się nazad, pominął w sieniach Podstarościego, który się nizko kłaniał, potém jakby namyśliwszy się ku niemu zawrócił.
— Waćpan mi musisz powiedzieć, gdzie on jest?
— JW. Wojewoda? — spytał nieporuszony stary — W Wilnie, albo w Różanie. —
— Nie on, ale ten infamis, Banit, wywołaniec, któregoście tulili i przechowywali, zapewne bez wiedzy Wojewody.
— I mojéj — odpowiedział Podstarości — Za przeprzeproszeniem W. Miłości, o nikim i o niczém nie powiem. Jeśliby zatém potrzeba było wygodnego noclegu, supplikuję na Zamek, bo gospoda Abraama w rynku, nie wygodna, aedes Palatini nostri otworem stoją podróżnym.
Widząc że złość i gniew, pogróżki i kłótnia nic nie nadadzą, zmienił zupełnie sposób postępowania Podkomorzy, kazawszy pozostać ludziom swoim w sieniach, sam wszedł do mieszkania Postarościego i zamknąwszy drzwi z hałasem, zawołał zmuszając się do łagodniejszego tonu.
— Posłuchaj mnie waść, mów prawdę. Próżne wykręty, był tu ten, kogo szukam, mów mi kiedy i jak wyjechał, a nadewszystko dokąd. —
To mówiąc podróżny dobył z zanadrza trzosu i rozwiązywał go, jakby chciał kupić starego pieniędzmi.
Stary uparcie milczał, spoglądając tylko z ukosa.
Nareście wyjąwszy garstkę talarów, wyciągnął ją Podkomorzy ku starcowi.