Jakby poruszenia jego nie zrozumiał, Podstarości spytał.
— W. Miłość potrzebujecie zmiany na orły lub grosze?
Zżymnął się podróżny —
— Słuchaj — rzekł — dam ci więcéj, a mów!
— Co tylko JW. Pan rozkażesz, krom tego, czego nie wiem?
— Kiedy wyjechali?
— Nie wiem o kim mowa — odpowiedział uparty Podstarości, — dziś z rana przenocowawszy tu, pociągnął stad drogą ku Warszawie JM. Pan Kisiel z kijowskiego, item wczoraj pan Karaś także do Warszawy, pozawczoraj pan Puzyna z Litwy. —
— A więcéj tu nikogo nie było —
— Innych nie znam —
Podróżny widząc, że nic nie wybada ze starego lisa, schował pieniądze, nałożył czapkę i wyszedł. Podstarości go przeprowadzał za drzwi, do sieni i aż na ganek zamkowy.
Tu gdy stanęli, postrzegł dopiéro Podkomorzy, iż w czasie przeglądu Zamku, burza się była zerwała, która teraz z ogromnym wichrem, błyskawicą, grzmotami ryczała na podwórzu. Dészcz lał strumieniami, a co chwila biły pioruny na łęgach nadbrzeżnych. Nie było sposobu wyjść z Zamku i dostać się do gospody. Podstarości zważał to i odezwał się.
— Ponawiam w imieniu pana Wojewody offertę gościnności —
— Przyjmuję ją z musu, — odpowiedział mu podróżny po chwilce namysłu. Szepnął coś ludziom swoim i powrócił na górę.
Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/34
Ta strona została skorygowana.