Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

nie ruszając się wołać. — Sora! i zadysponował jéj podać piwa, Toboła usiadł na przyzbie.
— Ot słyszę wasz gościniec, panie Arędarzu wychodzi na trakt bity, wszak to nim i wielcy panowie zaczynają jezdzić.
— Jak? — odezwał się z pogardą żyd.
— Wczoraj tędy panowie jechali?
— Czy to tylko wczoraj.
— Ale wczoraj to aż dwa razy.
— Nu to co!
— Bo to ja za niémi idę — mówił Toboła, — posłał mnie do nich Pan Padstarosta i mówił, zapytaj tam Borucha, którędy oni od niego zawrócili się, to ich gdzie nadybiesz.
— Pan Podstarosta? — spytał żyd — herst? Niech zdrów będzie. A może ty na tego i kwartę piwa kazał dać, a nie na pieniędzy?
— Co tam szwargoczesz niewierny! — zakrzyczał Toboła, abo to ja twojéj łaski potrzebuję. Mnie pan Podstarosta dał tyle na drogę, iżbym tém wszystkie twoje piwo skwaśniałe zapłacił.
— Ono nie skwaśniałe, — rzekł Boruch — a co więcéj mówił pan?
— Nic więcéj tylko powtórzył, jak ci Boruch drogi nie pokaże, to mi go przyszlij, a ja mu podziękuję.
Żyd ruszył ramionami.
— Którędy pojechali? — dodał Toboła.
— Ot, drogą tą: do Berezniaka!
— A daléj!
— Abo ja ich prowadził! Czy to ja wiem!
— Dawajże piwo!
Żydówka wyniosła kwartę, dziad ją porwał, wy-