Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

słyszeliście zapewne, od naszych to przodków przed stu kilkudziesiąt laty, JM. Panowie Sapiehowie kupili Kodeńszczyznę.
— Od Ruszczyców, słyszałem — rzekł Stanisław.
— Tak, — odrzekł stary, tego i ja jestem imienia, po przedaży majętności, przeniósł się dziad mój w Lubelskie, kędy zamieszkał na wiosce z dawna do nas należącéj. Pan Bóg nam błogosławił i imienia przybyło z Jego łaski, w dziesięcioro, co dowodzi, że nie wydzierstwem, pieniactwem i wykręty, nabywaliśmy go, boć takie nie długo się w ręku ostoi, ale poczciwą pracą. I myśmy się rozrodzili jakoś, to WMść słyszał zapewne, jeśliś kiedy w tamtych stronach bywał. Ale nieprzewidziane wyroki pańskie, i nikt nie wié, co go czeka, co nań przyjść może. Ś. p. ojciec mój, pan Miecznik, żywego serca i gorącéj krwie człowiek, o mało co pono poszło mu z sąsiadem, panem Zwolskim, nie wyśmienitego rodu człowiekiem, a jeszcze gorszych skłonności. Gadajcie sobie WMość co chcecie, a taki dobréj stajni dobre źrebce, a po osłach i klaczach zawsze muły! — Nie darmo to szlachectwo uznano kwalifikacją do cnoty, bo po czyich żyłach krew poczciwa płynie, nie łacno mu przez sam wstyd, zejść z drogi prawéj, z ujmą czci swoich przodków. Bóg tam wié, co to ci Zwolscy za jedni byli, pieczętowali się Nieczują i nikt im chłopstwa nie zadał, ale Bóg wié skąd się to przywlekło do nas i procedencji nikt nie znał, kolligacje mieli świéże i nie wyśmienite, bo stara szlachta, nie łacno wyda za nie pewnego szlachcica krew swoję. Tandem Mości panie, JMPan Miecznik, ojciec mój, żył z Podstolim, z początku na polityce. Widywali się z so-