szło. Ale mi się jeszcze były oczy nie otworzyły zupełnie i volens nolens, Rotmistrzowstwo akceptowałem; a z nim i obowiązki jego, coraz pod te czasy trudniejsze. Wszędy bowiem gwałtem prawie brać było potrzeba rekwizycie, a Uniwersały hetmańskie, za rabusiów nas i nieprzyjaciół patriae — ogłosiły. Nie rzadka że i zbrojną ręką nas odpychano.
Nie propter animositatem, ale ex officio wypadło, z majątku Podkomorzego wybiérać stację i pewną summę pieniężną. Wiedział on o tém i odgrażał się bronić, alem się ja nie bardzo lękał i w biały dzień zajechałem na dwór. Poczet mój był liczniejszy od całéj czeredy podkomorskiéj, chocia się gotował, alem i ja nie bez ostrożności na niebezpieczne poselstwo jechał. Ustąpił tedy i zostawił dom otworem, gdzie się wedle prawa i postanowienia postąpiło, broniąc tém bardziéj excessu, że u nieprzyjaciela i zostawując kwit jak należy.
Tandem, gdy już po wszystkiém, i ze dworu ujeżdzamy, strzelił któś do mnie z za płotu i umknął. Kula przeszyła mi wylot na lewéj ręce.
Wnet rzucili się towarzysze za zbójcą i byliby go rozsiekali, albo powiesili, gdybym sam nie przypadł, a postrzegłszy Podkomorzego, chociem go dawno nie widział, rozkazałem dać pokój.
— Mości panowie bracia, — rzekłem, — postąpił sobie nie jako ślachcic, ale jako chłop rozbójca, nie wart śmierci z ręki ślacheckiéj, ani od szabli.
— Więc na gałąź go! — zakrzyczano.
— Bron Boże! — zawołałem, — dać mu pokój, to nieprzyjaciel mój osobisty, i włos mu z głowy nie spadnie, aby nie
Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/69
Ta strona została skorygowana.