Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

powiedziano, że officium publicum spełniając, dogodzało się krewkości własnéj. Tandem nie wadzi dać pro memoria i różgami ochłostać.
Na te słowa moje, rozjuszył się Podkomorzy, i skakać im do oczu począł, dopraszając się śmierci, a hańby swéj i sromoty chcąc uniknąć. Nigdym się nie spodział tak nagłéj odwagi w tym człowieku, boć to krew nie dobra była. Ale na ten raz, muszę mu oddać sprawiedliwość, że o mało sam na rusznicę nie wlazł, a gdyby był miał pod ręką, to byłby sobie życie odebrał, tak się bezecnéj chłosty przeląkł. Nie minęła go jednak, i co gorzéj przy świadkach, bo się byli i ludzie dworscy zbiegli, a że był tyran na nich, to się jeszcze po cichu wyśmiewali z nieboraka. Po odprawionéj exekucji, więcéj wstydliwéj, niż bolesnéj, odjechaliśmy, ale Podkomorzy jako stał, tak na temże miejscu ukląkł, jurament wykonywając, że póty nie spocznie, póki głowy mojéj mieć nie będzie.
Jam spokojnie do domu wrócił i że to jakoś dla świąt blizkich, rokosz się był pohamował i wszyscy po domach porozjeżdżali, siedziałem spokojnie, ani o niczém wiém, wypadło daléj jechać za sprawą publiczną i za swojemi, zapomniało się wszystkiego i cicho. Aliści gdy wracam do siebie, spotyka mnie szwagier i żona w drodze, nic nie wiedzącego, ze smutną nowiną, jako heretyk, przez partiję swą po cichu sąd nademną przewiodłszy, ufarbowawszy mnie jako sam chciał, daléj infamję i banicją wyrobił i mandat na głowę.
Nie było po co do domu wracać — a odtąd jam exul et profugus, gdy zaciętość nieprzyjaciela co chwila większa i krok w krok za mną goni. Starania przyjaciół