Z gości pana Stanisława, piérwsza zwraca uwagę naszą kobiéta. Słusznego wzrostu, wysmukła, zręczna, jasnych włosów, niebieskich oczu, bladawéj twarzy, zdaje się nie doszła jeszcze lat dwudziestu, a już widocznie zamężna niewiasta, bo dziéwce w owych czasach, nie przystałoby tak na świat się z mężczyznami puszczać, i jeszcze na łowy. Ubior jéj wytworny, pokazuje dostatek, a nieco dumne wejrzenie, mówi o wyższém urodzeniu. Blada, okrągła, regularnych rysów, maleńkiego noska i ustek różowych, twarzyczka, pokryta czapeczką, a raczéj kołpaczkiem, w którym jéj pięknie jak bohatérce jakiéj sarmackich czasów, tchnie dumą razem, wesołością i niecierpliwością jakąś. Na niéj suknia w pół męzkiego, w pół niewieściego kroju, zielona, zapięta pod szyję z potrzebami złotemi, w ręku maleńka rózeczka, przez plecy różek myśliwski, cacko bardziéj, niż sprzęt potrzebny.
Za nią podając jéj rękę, idzie mężczyzna już podstarzały, szpakowaty, z krótko podciętym włosem, rumianéj, długiéj a nie pięknéj wcale twarzy.
Czoło jego gładkie, wysokie, przecinają dwie brozdy poprzeczne, i dwa marszczki od wierzchołka brwi równolegle do siebie idące, aż do zetknięcia z pierwszą brozdą, środkiem czoła sunącą się. Nos długi, wielki, a suchy, środek twarzy zajmuje, pod nim wąs szpakowaty obwisły, usta spore i spiczasta broda. W twarzy nié ma złości, nié ma dowcipu, nié ma wielkiego życia, jest jakiś wyraz obojętności, trochy dumy, dobroduszności i uszanowania dla siebie. To widocznie mąż niewiasty naprzód idącéj, choć mógłby być jéj ojcem. Na nim lekki żupan jasny pasem skórzanym
Strona:PL JI Kraszewski Banita 1843.djvu/9
Ta strona została skorygowana.