jak mi mówiono, nie ma nic prócz wysłużonej swej pensyjki...
— Mówisz że piękna? — słabym głosem przerwała księżna.
— Nie można zaprzeczyć, piękna jest bardzo! brunetka, oczy czarne wyraziste, typ wschodni. Śmiała przytem, wyzywająca niby dziecinnie, ale z wielkim kunsztem. Zalotna! bardzo zalotna!
Obrazek w tych kilku słowach skreślony, przez hrabinę, tak smutnie księżnie przypomniał tę dla której syn jej sławę, majątek a w końcu życie postradał, że ukrywszy oczy w dłonie, rozpłakała się pocichu.
Tamta była także czarnooką, wyzywającą, doskonałą artystką, kobietą zachwycającą — a — bez serca.
Widząc jak smutne wrażenie wywarło jej opowiadanie na staruszkę, hrabina zasmuciła się, zakłopotała.
Uczuła że nierozważnie posunęła się zadaleko, ale cofnąć się już nie było podobna.
— Na miłość Boga — poczęła z czułością pochylając się ku księżnie Zofii — widzę, babciu kochana, żem niezręcznie, okrutnie bolesną ranę dotknęła! Daruj mi! Niech babcia tego tak do serca
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
100