Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
104

i t. d. Tym razem też abbé zdał sprawę ze zjawisk meteorologicznych, której staruszka nie bardzo uważnie słuchać się zdawała, z niepokojem oczekując na zjawienie się wnuka.
Przed wpół do drugiej, szybki chód chłopaka przerwał sprawozdanie księdza, i piękny Rudolf, na którym wczorajsza zabawa nie zdawała się żadnem zmęczeniem przypominać — wsunął się z wesołym uśmiechem na twarzyczce...
Była to uosobiona młodość — tylko co rozkwitła, rozpromieniona, jeszcze tym pyłkiem wiosennym okryta, który młode owoce wynoszą z kolebki. Śliczny był jako typ wyszlachetniony tej krwi starej, która przez wieki i pokolenia pracowała na to tylko, aby się stać idealnie piękną ciałem. Wszystkie walki ducha, wszystkie trudy i boleści, co ciało złamać mogą i wyryć na niem ślady jak potoki na ziemi — nie dotykały jej. Spadały na innych. Cudzemi dłoniami, krwią i łzami okupywała swe wyszlachetnienie, i — jakże majestatycznie piękną być nie miała? Posąg ten rzeźbiły wieki.
Ale na czole jego jasnem, w tych oczach tak błyszczących, na ustach tak różowych, jak wielu posągom greckim, brakło może myśli i wyrazu. Duch spał pod tym marmurem nierozbudzony, bo