Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
107

rego twarzyczce przebiegły rumieńce — no! i oskarżyła cię przedemną.
— Mnie? o co? Cóżem ja jej mógł zawinić?
— A! nie skarżyła się też za siebie — dodała księżna, ale obwinia cię o zbytnią grzeczność i nadskakiwanie tej jakiejś pułkownikównie, z którą graliście razem...
Rudolf zmięszał się jak winowajca na uczynku pochwycony, ale poczucie swej winy chciał w śmiech obrócić.
— Babciu kochana! Cóż znowu! — zawołał — przecież musiałem być grzeczny...
— I podobno byłeś zanadto — mówiła stara. — Musiało być uderzającem, kiedy i ona i inni to spostrzegli, kiedy nawet mówiono o tem... żartowano... Dziecko moje, nabawiłeś mnie niepokoju!
Rudolfowi czoło się trochę zmarszczyło.
— Nie masz doświadczenia, młody jesteś — ciągnęła dalej. — Nie wiesz tego, że bardzo niewinne takie zajęcie chwilowe, biednej dziewczynie może główkę zawrócić, a od tego zawrotu i twoja się zakręcić może. Na cóż się to zdało! Tyś jeszcze dziecko a ta osóbka ładna, którą tam spotkałeś przypadkiem, nie należy do naszego świata... Mój drogi! trzeba być ostrożnym.