Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
113

swej niewdzięcznej, kapryśnej wychowanicy — odezwała się — gdybyś...
I resztę szepnęła jej na ucho.
— Bardzo jesteś ciekawą, którzy z twoich wielbicieli są najgorętsi?...
— Tak jest, bo potrzebuję wiedzieć na kogo rachować mogę.
— A jest ich tak wielu! — dodała z przekąsem Balbina.
Pułkownikówna poruszyła ramionami.
— Moja droga! — odezwała się z westchnieniem — biedne dziewczę jak ja, musi na przyszłość pamiętać i wszystko wyzyskać!
Pani Boehm uśmiechnęła się.
— Wiesz — rzekła swobodniej — dawno już temu bardzo, za lepszych moich czasów byłam raz w Hamburgu przy rulecie. Stało przy niej dwóch graczów. Jeden z nich, za każdym razem obstawiał wszystkie niemal numera; drugi grał tylko na jeden. Wiesz który z nich wygrał?
— Dla morału musiał wygrać ostatni — śmiejąc się odpowiedziała Rolina — ale... cóż robić! ja muszę stawić na kilku, bo pilno mi choć jednego wygrać!
Nazajutrz rano p, Boehm poszła do magazynu kwiatów, niosąc z sobą opaski i opis bukie-