Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
115

Czapkę mu z rąk wyrwawszy, zawołała nadąsana:
— Że też papa jednego dnia w domu spokojnie przesiedzieć nie może. Właśnie dziś, prawdopodobnie ktoś z wizytą przyjść musi. Potrzeba będzie przyjąć, a mnie samej nie wypada. Proszę bardzo — zostać.
Pułkownik do karności nawykły, rozśmiał się z tego ordynansu, cofnął do swojego pokoju i cygaro zapalił.
Około dwunastej jak przeczuwała Rolina, dzwonek się dał słyszeć u drzwi. Była już przygotowaną na przyjęcie gości i ubraną z tym smakiem i umiejętnością, na której nigdy jej nie zbywało. Dokazywała cudów ze swą toaletą, gdyż sukien i ubiorów nie miała wiele, tak sobie umiejąc radzić z temi gałgankami, z taką zręcznością jedne drugiemi urozmaicając, tak je do twarzyczki dobierając, iż zawsze się wydawała świeżą i wystrojoną. Starała się niby o prostotę ubioru, chociaż zawsze w nim coś było oko pociągającego i jaskrawego.
Dnia tego ubrała się czarno, a komuż z tem nie ładnie? Siedziała właśnie w salonie, trzymając w ręku książkę, której nie czytała, gdy służą-