skie posiadłości, które zawsze pańskiego oka wymagają.
Don Esteban popatrzył nań milcząco znowu, namarszczył się nieco.
— A! tak! — rzekł — ziemskie posiadłości. W istocie kłopotliwa to rzecz, ale na to są administratorowie i dzierżawcy. Mam dobrych ludzi.
Naostatek Maholich spróbował dotrzeć i wyciągnąć z niego wiadomość, w której rzeczypospolitej, stanie czy państwie leżały majętności don Estebana — co wywołało silny rumieniec na twarz, i tak już czerwoną amerykanina, który zabełkotał coś niezrozumiałego, i nagle nadał zwrot rozmowie zupełnie nowy, okazując iż badanie to niemiłem mu było.
Pułkownik zmięszał się nieco, i odkładając inkwizycye na później, starał się grzecznością naprawić, co natrętna ciekawość popsuła.
Don Esteban począł z kolei wynosić piękność i wspaniałość naddunajskiej stolicy. Chciał się od pułkownika dowiedzieć o wartości domów w mieście, willi w okolicach i czyby za jakie pół miliona dolarów coś rzeczywiście pańskiego i pięknego nabyć tu można.
Suma ta dała Maholichowi wielkie pojęcie o skali, na jaką mierzył amerykanin interesa, uradowała go.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.
120