szego swego wielbiciela, do tego ładnego Stacha Bronisza, który teraz zmężniał, wypiękniał jeszcze, a przedstawiał się, choć trochę wieśniaczo, ale nie bez arystokratycznej cechy.
Stary Maholich aż się rozpłakał przypominając czasy służbowe, rozpytując o hrabiego Szczepana i o znajomych sąsiadów, z którymi jeździli na polowania.
Rolina, temi samemi oczyma, które jej przed chwilą służyły do odebrania przytomności amerykaninowi — słodko, smutnie, serdecznie spoglądała na swą pierwszą miłość.
Nie była jednak całkiem pewną czy miała prawo nazywać ją pierwszą, bo przedtem jeszcze, nim krótką zrzuciła sukienkę, raz ją pani Boehm pochwyciła in flagranti, przy pisaniu biletu do studenta...
Ale romans z Broniszem miał sposobność rozwinąć się w pełni, aż do przysiąg i — pocałunku pod lipą — i księżyc tak mu pięknie naówczas przyświecał, a słowiki wtórowały.
Z pierwszych wyrazów Staszka przekonała się Rolina, iż w nim uczucie nie wygasło. Był tak wzruszonym, poufałym serdecznie, a tak zdawał się pewnym że tu na niego oczekiwano... Powinna była mu się za to wywdzięczyć.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.
130