Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
132

— A! nie wiem! pomyślimy, zobaczymy!
Bronisz był tak szczęśliwy że ją mógł choć oczyma pożerać — ten swój ubóstwiany ideał, iż nie śmiał napierać się więcej, byle go nie wygnano z raju.
Pułkownik wracał już zasypując go znowu pytaniami o ojcu, o znajomych, o mnóstwie drobnostek zapamiętanych w Broniszewicach, które wspominał z przyjemnością, chwaląc się dobrą pamięcią swoją. Rolina także rozweselona dopomagała mu, wrzucając dwuznaczne pytania, dla Stacha tylko zrozumiałe. Między innemi zażądała wiedzieć:
— Czy tej starej pięknej lipy, stojącej pomiędzy dworem a folwarkiem, którą ona tak lubiła, nie obaliła burza?
Stach zarumienił się na wspomnienie tego miejsca ich schadzek wieczornych, i z zapałem upewnił ją, że lipa jest w wielkiem poszanowaniu, zieleni się odmłodzona, a on ją ławką nową kazał otoczyć.
Maholich wymieniał psy, konie, znajome uroczyska po lasach, w których polowali, starych dworskich służących i t. p., zaklinając się, że nigdy na żadnej kwaterze tak mu dobrze i miło nie było jak u nich w Broniszewicach.