Była wiosna — która w Wiedniu tak dziwaczną jest i kapryśną, że nigdy na nią rachować nie można. Czasem w kwietniu porozwija kwiaty, aby je w maju śniegiem przysypała. Słońce napróżno walczy z wiatrem, który od gór oddech przynosi mroźny i zawiewa szronem i słotą.
Kalendarz nie ma litości ani nad uświęconą obyczajem majową przejażdżką po Praterze, która ma niby ciepło zwiastować, ani nad biednemi krokusami i narcyzami, które się zawcześnie pootwierały.
Jakże wiedeńczycy, pod wpływem tych zmian żyjący, nie mają coś z nich zachować w charakterze? wiedeńczycy a szczególniej wiedenki? Cieszą się słońcem, gniewać muszą na zimno, i wszystkie te klimatyczne kaprysy na nich się odbijają.
Uciec z miasta kędyś na północ lub południe nie czas jest jeszcze, zima się nie zupełnie skoń-