Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.
10

Począwszy od główki, bujnemi, kruczemi włosami okrytej, które się buntowały przeciwko grzebieniom i szczotkom, kapryśnie składając w pierścienie — aż do malusieńkiej nóżki zachwycającego kształtu, wszystko w niej było idealnie pięknem.
Nie była to Venus z Milo, lecz niby Psyche, niby Hebe starożytna, naprzemian niewinna jak dziecię i jak dziecię rozpieszczone, swawolna.
Kształtów pełnych już i dojrzałych, które przez to nie straciły młodzieńczego wdzięku; piękne dziewczę, oprócz innej broni, miało dwoje oczów czarnych, jakim równych trudno było znaleźć nawet tam, gdzie jest tych czarnych djamentów ojczyzna.
Oczy to były, które mówiły co chciały, a choć wyraz chłodnego, surowego rozumu w nich przemagał i duma niemi strzelała — umiały być słodkie, wyzywające, pokorne, błagające — naiwne.
Profil twarzy, w której były osadzone, czoło, usta, owal jej, zdały się ze starożytnego medalu wzięte, tak były nieskazitelnej piękności.
Nawet w tej chwili, gdy wyraz ust i ściągnięcie brwi zdradzały niepokój i rozdrażnienie, a przeglądająca się w zwierciadle, nie potrzebo-