Nie młody już ale zdrów i silny, nie otyły ani chudy, poruszał się sprężystym krokiem, nie dając poznać aby mu wiek ciężył. Na ramionach szerokich, nad piersią wydatną, głowa siwiejącemi już włosami okryta wznosiła się z wyrazem pewności siebie i energii, której życie nie złamało. Piękna jeszcze twarz miała typ wschodni, oczy duże czarne, rozumne, nad niemi czoło szerokie i gładkie. W ustach — jakby przylgła do nich, widoczna była ironia, złagodzona spokojem przez wiek przyniesionym. Ubrany skromnie, lecz z pewną elegancyą latom swoim właściwą, nie miał na sobie nic coby uwagę ściągnąć mogło, bo nawet łańcuszek zegarka zastępowała wstążka czarna.
Chodził, jakby na kogoś oczekiwał, stając niekiedy, przysłuchując się, spoglądając oknem w ulicę, dając małe oznaki niecierpliwości. Zegarek na biurku, na którego marmurowem pokryciu stało popiersie bronzowe, wybrane umyślnie i będące portretem — wskazywał godzinę, która go niepokoić musiała. Sprawdził ją z własnym zegarkiem i zadzwonił.
Natychmiast prawie ukazał się czarno ubrany sługa.
— Pan Adam? kazałem prosić pana Adama?
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.
138