wała zmuszać się do nadania sobie wdzięku, choć nadąsana, zmęczona, była cudnie piękną.
Ale dobroci, łagodności, ślad na twarzyczce nie pozostał i można było powątpiewać, czy one kiedy tu, nieprzywołane, mieszkały.
Wyrazu tych ślicznych ale skrzywionych i zaciśniętych ust można się było ulęknąć, równie jak piorunujących błysków oczu. Nie była to już ani Psyche, ani Hebe, ale jakieś bóstwo grozy pełne.
I wpatrując się w nią baczniej można się było dobadać, że ten wyraz najwłaściwszym był fizyognomii, której dobroci i słodyczy uroku brakło.
Piękność jej musiała budzić raczej niepokój i trwogę, niż sympatyę, oczy hypnotyzowały więcej niż pociągały ku sobie.
A jednak nawet gdy tak się stawiła groźną, nie można się było wstrzymać spojrzawszy od wykrzykniku:
— O! cudo!
Stworzoną się czuła snać do panowania, ruchy miała królewskie i główkę niosła, jakby na niej już dyadem dźwigała.
Otyła, kwaśna, potargana, zmęczona, z twarzą czerwoną i potem okrytą, — zniechęcona służąca, odziana niedbale i prawie ubogo, dosyć nie-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
11