Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
153

o fałsz posądzić, znał przenikliwość jego i wiedział, że się dać oszukać nie mógł.
Byłaż więc ta istota tak dziewiczego wdzięku, tak śliczna, tak dziecięco szczera — zapewniająca go tak gorąco o swem przywiązaniu, w istocie fałszem i obłudą wcieloną?
Czemże był świat na który Bóg zsyłał takie zwodnice, nie napiętnowawszy ich od kolebki, aby od nich uciekali ludzie? Co znaczyła piękność?
Jakim sposobem dusza brudna mogła się mieścić w ciele tak cudnem i nie przebić się przez jego powłokę?
Te zagadki, życie po raz pierwszy zadawało poecie biednemu... Sfinks stał przed nim ze swem obliczem niewieściem a ciałem potworu, grożąc mu gorzej niż śmiercią, bo — zwątpieniem, odarciem żywota ze wszystkiego co znośnym go czyni.
Walczył ze sobą.
Chciał nie widząc jej, nie żegnając — uciec i zapomnieć... Potem, myślał ją listem zaprawnym goryczą pożegnać na wieki...
I serce się ściskało? Jakto? nie widzieć jej? nigdy? nie pomścić się nawet słowem zawodu swego i boleści?
Było to nad jego siły.