Nie zastanowił się nad tem Morimer, że choć niechętna swej wychowanicy, ale z nią i z domem związana oddawna Balbina, nie mogła chcieć rozmyślnie jej szkodzić.
W tej niepewności co miał począć, w potrzebie zrobienia czegoś, chociażby niedorzeczności, Morimer powziąwszy myśl widzenia się z Boehmową, pośpiesznie pobiegł do biurka i w kilku słowach bezimiennie, w sprawie nadzwyczaj ważnej i pilnej, zaprosił na rozmowę p. Balbinę, wyznaczając miejsce spotkania pod namiotem kawiarni na Grabenie, a godzinę popołudniową.
List był pełen uszanowania, a zarazem natarczywy, tak że odmowy nie mógł się Adam spodziewać.
Napisawszy go, wybiegł z domu, złapał pierwszego lepszego posłańca na ulicy, opłacił go sowicie i przykazał oddać do rąk własnych p. Boehm.
Nie wracając już potem do domu, błądził bez celu po mieście, przerzynał się przez małe uliczki, stawał przed sklepami przypatrując się wystawom, w których nic nie widział, przyglądał się zegarom, liczył godziny, gorączka go paliła. Czas wlókł się utrapionym sposobem powoli...
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
155