zgrabnie kręciła się około swej pani. Widać było po niej, że straciła zupełnie nadzieję, aby jej mogła dogodzić.
Na twarzy pomarszczonej, znękanej, kroplistym potem okrytej, wyryte było:
— A! kiedyż się to raz skończy!
Oprócz niej, opodal nieco, stała druga pomocnica czy doradczyni, która również zdawała się znudzoną, ale na jej ustach do wyrazu zniechęcenia mięszała się odrobina ironii jakiejś.
Była to kobieta lat średnich, ubrana jak do domu, lecz z pewnem staraniem, aby się zbyt starą i zaniedbaną nie wydawała. Ślady dawnej piękności, jednej z tych pospolitych a długo trwałych, które blondynkom świeżo się wydawać dozwalają prawie do starości, — czyniły tę panią dosyć jeszcze powabną. Mogła jednak mieć lat czterdzieści z okładem, choć się do nich zapewne przyznawać nie myślała.
Kształtów nieco pełnych, ale sznurowana starannie, ściśnięta może do zbytku, chwaliła się postawą, zdala jeszcze dosyć zręczną. Wyraz jej twarzy, równie jak pięknej panny, nie odznaczał się dobrocią, lecz nie zbywało mu na przebiegłości. Było w niej jeszcze wiele namiętności, choć już ukołysanych, dużo ognia i życia, lecz jakby gwał-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
12