Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.
156

Nareszcie zbliżyła się naznaczona godzina, i na dobry kwadrans przed nią, Adam siedział już pod namiotem, przypatrując się czy nie nadejdzie wezwana.
Nie rozważył jeszcze dobrze jak miał do niej przemówić, od czego zacząć, a wszelkie próby zebrania myśli były próżne, tak był zburzony i roztargniony. Gorączka nie poddaje się ani rozumowi, ani rozumowaniu.
Pani Boehm odebrawszy list, szczęściem w nieobecności Roliny, któraby była pismo Adama poznała — zdumiała się niezmiernie tajemniczemu temu wezwaniu. Nie mogła, niestety, posądzać już nikogo aby się w niej, nawet o zmroku, rozkochał, musiała się więc domyśleć, że szło o jakieś bałamuctwo, o stosunek z Roliną. Iść? nie iść? Zdało się jej że nie miała powodu odmówienia prośbie tak gorącej, a mogła zapobiedz jakiemu nierozważnemu krokowi. Sama ciekawość zresztą nie dopuściłaby jej zostać w domu. Domyślała się, że pośrednictwa jej musiał żądać ktoś, co albo się chciał docisnąć do Roliny, albo jej miał prosić o ułatwienie mu widywania się, korespondencyi. Sądziła, że mógł to być chyba ktoś niemający przystępu do panny i do domu... Kto to być mógł? nie odgadła.