Balbina musiała pociągnąć go za suknię i szepnąć że ją i siebie skompromituje.
— Zmiłuj się pan, uspokój! — rzekła — ludzie się mogą nie wiem czego domyślać. Żal mi pana szczerze, ale żądałeś prawdy... trzeba mężnie ją przeboleć.
Adam tak kochał, że pomimo tego co od Balbiny usłyszał, nie rozstawszy się z nią, już sofizmami jakiemiś usiłował znaczenie przestrogi zmniejszyć. Wiadomo mu było że się nie lubiły, Boehmowa niesprawiedliwą być musiała.
Cichemi kilku wyrazami podziękował jej, nieco powierzchownie uspokojony.
— Cóż pan myślisz? — zapytała go.
— Ojciec życzy sobie abym do Włoch jechał. Podróż ta ma być lekarstwem dla mnie. Sam nie wiem jeszcze co pocznę.
— Jabym panu toż co ojciec radziła — wtrąciła Boehmowa. — Jeżeli nie chcesz lub nie możesz się żenić z nią, coby było najprostszem i najlepszem może rozwiązaniem zadania, lepiej od niej uciekać. Bądź co bądź, Rolina czy będzie kogo kochała czy nie, za mąż bogato wydać się musi. Sercu nic nie poświęci...
— Pójdzie za mąż dla...? — zapytał Adam.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.
161