Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.
164

chciał znowu nie widzieć jej wcale, jechać, uciekać, chciał pisać i piorunującym listem ją pożegnać.
Nie wiedział sam jak postąpi.
W ostatniej chwili, gdy po długiej walce z sobą postanowił nie iść wcale, dał sobie słowo że nie pójdzie — nagle przemogła namiętność, chwycił za kapelusz, poleciał.
Sądził że może jej już nie zastanie. Gdyby tak los zrządził, naówczas natychmiast miał się wybrać do Włoch, i zimnym ją listem pożegnać.
Ale śpieszył tak zdyszany, że na znanej ścieżce spotkał Rolinę. Nie taką jaką ją znał zwykle, ale nachmurzoną, zarumienioną, rozgniewaną, dumną. Przywitała go zaledwie głowy skinieniem, lodowato.
— Godziż się to — odezwała się głosem zmienionym — kobiecie kazać czekać na siebie?
Morimer blady stał długo patrząc na nią i nie mogąc przemówić słowa. I on brwi marszczył groźnie, twarz miał zmienioną.
— Nie miałem dziś przyjść wcale — odezwał się w końcu z wysiłkiem — bo nie chciałem pani sprawić przykrości.
Pan i pani — oddawna z rozmowy byli wy-